Wiosna to idealna pora roku na testowanie nowości i wprowadzanie na rynek wszelakich nowinek produktowych. Jak co sezon zasypywani jesteśmy wspaniałościami, które wodzą nas na pokuszenie. Oh! jakże chciałoby się mieć je wszystkie!;) The blushed Nudes to najnowsza paletka z cieniami od Maybelline New York. Dominują w niej różowe pigmenty w różnym nasyceniu i zabarwieniu. Uzupełniają ją także zgoła odmienne barwy, które świetnie z różem dopełniają się. Kolor różowy - sam w sobie - potrafi budzić skrajne emocje. Jedni go uwielbiają, inni wprost nienawidzą ;) O gustach podobno nie dyskutuje się, muszę jednak przyznać, że te zawarte w palecie są bardzo delikatne i subtelne. Na pewno nie nachalne i nie tandetne, a urocze i cukierkowe. Idealne do makijażu dziennego, weselnego czy glamour. Intensywniejszy make up oczywiście także bezproblemowo wykonamy - a to wszystko za sprawą 3 ciemniejszych cieni o unikatowym kolorze. Całość przedstawia się naprawdę bardzo dobrze i obiecująco. A jak jest z jakością tego zestawienia? Czy urok zewnętrzny idzie w parze z porządnym wykonaniem?
Zdecydowanie TAK! Jeśli znasz/masz wcześniejszą paletę od Maybelline New York - The Nudes (jej TEST znajdziesz tutaj) i lubisz ją - z tej również będziesz zadowolona.
JAKOŚĆ
podobna, jak nie lepsza od pierwowzoru. Cienie mocno nasycone, które nakładane mogą być zarówno solo, jak i z bazą. Lekko osypują się, ale to cecha większości cieni. Dzięki temu mają "miękką", nieinwazyjną fakturę. Na powiece praktycznie niewyczuwalne. Cienie nie rolują się w załamaniu - myślę, że to ich bardzo istotna cecha. Ponadto, pod koniec dnia nasz makijaż jest nadal intensywny.
KOLORYSTYKA
Zestawienie zawiera 12 cieni, z czego każdy inny i nadający się do stworzenia perfekcyjnego efektu końcowego. Przeważają te z wykończeniem metalicznym - aż połowa z nich ma piękne, mieniące się na całości wykończenie. Cienie te mają wówczas inną fakturę - są delikatniejsze, jakby lekko kremowe w odczuciu, choć nadal suche. 4 kolory określiłabym na perłowe/satynowe z delikatnymi drobinkami, jeden (pudrowy róż z górnego rzędu) zaliczyłabym do matów. Moimi zdecydowanymi ulubieńcami są cienie z dolnego rzędu, te o metalicznym wykończeniu. Szczególnie brzoskwinia - pierwsza od lewej strony, jak i "brudna fuksja" druga od prawej. Są po prostu rewelacyjne - dlatego tak ochoczo wykonałam poniższy makijaż:) Kamera jednak nie oddała realnego efektu - a szkoda! Miejmy nadzieję, że będziecie mogły przekonać się o tym na własnej skórze ;)
W nagraniu znajdziecie nie tylko makijaż krok po kroku, ale również swatche do palety. Zapraszam serdecznie do obejrzenia. pozdrawiam, Monika :*