Koniec wakacji… nieubłaganie kończy się pewien coroczny okres w naszym życiu. Truskawki są tańsze, miejskie akweny wodne zatłoczone, ubrania po jednym dniu użytkowania są zapocone (za to pranie schnie jeden dzień, jakże to cudowne (inlove)), a na naszych spragnionych słońcach twarzach pozostaje na nosku odciśnięty ślad po okularach. Jedyny okres gdzie możesz zobaczyć najdalsze zakątki świata… ze zdjęć znajomych na Facebooku. Wtedy także stajesz się prywatnym detektywem, który pragnie poznać źródło finansowania owych podróży.
O poranku budzą cię promienie słoneczne, które przedarły się przez okno w celu oślepienia cię. Zmusza cię do wstania i zasłonięcia rolet. Szybko zerkasz na zegarek - jest piąta, wracasz gwałtownie do łóżka. Automatycznie generują się w twojej głowie myśli o wakacjach w dzieciństwie: zbieraniu malin na ogródku babci, bieganiu po łące, zdmuchiwaniu dmuchawców i… zasypiasz, ponieważ za godzinę musisz wstawać, aby wykonać obowiązek pracy.
Porannych są ciepłe, niemalże duszne. Nie otrzymujesz tak bardzo potrzebnego ukojenia. Przypomina ci się nowusieńki klimatyzator, który widziałaś na Allegro w cenie 3542,12 zł. Zastanawiasz się czy to prawda, iż jedzenie jest niezbędne do twojej samotnej egzystencji? Klimatyzator, czy pół roku pełna lodówka? Wybór jest trudny, jednak po chwili się otrzeźwiałaś i uznałaś, że jednak nie możesz jednego dnia wytrzymać bez batonika. Marzenie o klimatyzatorze legły w gruzach, lecz wiesz, że wieczorem ponownie rozważysz ten zakup.
Czas wyjść z domu. Jak nastało na młodą, zaradną i przede wszystkim ambitną dziewczynę - wybierasz sukienkę. Wiesz, że zaraz twoje uda będzie zklejał pot i będziesz znowu czuć ten nieszczęsny dyskomfort, jednak po raz kolejny popełniasz ten błąd. Życie nigdy cię niczego nie nauczyło. W drodze do pracy jesteś skazana ocierać się o inne spocone ciała, jednak są wakacje - nawet już na to nie zwracasz uwagi, to normalne, obrzydliwe, lecz normalne. Wchodząc do pracy, witają cię słowa twojej koleżanki „dzisiaj klima też nie działa”. Pięknie! W nocy przejrzałaś wszystkie strony adekwatnie prawa pracy, ponieważ wiesz, że takie warunki są wręcz nieludzkie, jednakże szybko przypomniałaś sobie, że twój pracodawca raczej się nimi nie przejmuje, a ty bardzo mocno potrzebujesz pracy. Po ośmiu godzinach spędzonych w miejskiej saunie zwanej twoim ukochanym miejscem pracy, wychodzisz pragnąc znaleźć ukojenie w słodkich, owocowych lodach, których zapach wlatywał przez okno twojego biura. „Jedna gałka 8 zł” zdziwienie, szok, niedowierzanie. Czytasz na ulotce, że są wegańskie, bezglutenowe, a składniki po pochodzą z najdalszych i najbardziej tajemniczych zakątków Tybetu. Eeee… decydujesz się na zwykłe, wodniste z Biedronki.
Czujesz, że dzisiejszy dzień jest inny, wręcz wyjątkowy. W powietrzu unosi się inny zapach niż zwykle. Coś się dzieje, lecz nie wiesz co.
Koniec wakacji, postanawiasz coś zmienić. Sprawić, aby zakończyć ten wyjątkowy okres chwilą szaleństwa i zapomnienia. Stworzyć kalendarz wspomnień, do którego będziesz mogła wracać w jesienne wieczory. Tyle czytałaś, iż należy ubarwiać swoje życia - ty zrobisz to dzisiaj.
Pierwsza propozycja - deska i wiosło
Jako młoda i zaradna dziewczyna (wiem, że się powtarzam) znasz wszelkie atrakcje, które oferuje twoje miasto w wakacje. Tym razem decydujesz się na sporty wodne - całkowita nowość w twoim życiu! Idziesz na plażę i zamiast leżeć w wyblakłym, troszeczkę za małym stroju kąpielowym, ukrywając boczki pod ręcznikiem, postanawiasz wybrać właśnie deskę. Niekoniecznie wiesz jak to się nazywa, więc aby uniknąć upokorzenia pokazujesz placem na sprzęt i krzyczysz „to”. Wsiadasz na deskę i po piętnastu upadkach jesteś w stanie utrzymać równowagę. Odpychasz się wiosłem i zastanawiasz się, jak długo musisz to robić, aby reszta plażowiczów myślała, że jesteś ekspertem i fanka życia fit. W końcu widziałaś dwadzieścia tutoriali na youtubie - nie chcesz, aby ten czas uznać za marnotrastwo. Dryfujesz na falach i już po chwili jesteś zmęczona i głodna. Ale nie dajesz tego po sobie poznać! Zachowujesz się jak prawdziwy profesjonalista, bynajmniej tak ci się wydaje. Ignorujesz cisze szepty i śmiechy innych uczestników rozrywki. Teraz jesteś tylko ty, woda, deska... i wiosło.
*dodano kolejny sposób*
Druga propozycja - impreza
Niekoniecznie pamiętasz kiedy ostatnio byłaś na imprezie, wiec propozycja znajomych wydaje się być całkiem dobra. Alkohol, pogaduszki, alkohol - co może być lepszego? Wszystko skończyło by się dobrze, gdybyś potrafiła pić! Na początku - popisujesz się, mieszasz kilka alkoholi na raz pragnąc zaimponować innym imprezowym samcom. Wszyscy są zachwyceni - jednak przez chwilę. Gdy tracą zainteresowanie twoją osobą, udajesz się do łazienki, aby tam zakończysz swój szalony wypad. Aż cię ściska w środku, gdy słyszysz z parkietu puszczaną właśnie Béyonce, a ty miałaś w zanadrzu kilka fajnych (według ciebie) imprezowych ruchów. Nad ranem rozpacz i ból głowy. Brakowało ci tego, chociaż teraz nie jesteś zadowolona. Leżysz w łóżku i ciągniesz swoją powaloną egzystencję. Twoim jedynym zajęciem jest odbieranie telefonów i słuchanie o ekscesach wczorajszej nocy. "Całkiem nieźle jak spokojną kobietę" myślisz, kontemplując nad swoim życiem z szklanką wody z cytryną.
*dodano kolejny sposób*
Trzecia propozycja - nowa miłość
Każdy potrzebuje uczucia i miłości w swoim życiu - także ty. Zaczynasz dostrzegać, iż nie byłaś w stanie znaleźć swojej wakacyjnej miłości (o której się tyle naczytałaś w magazynach typu BRAVO jak nastolatka), więc może teraz, choć na koniec, coś uda ci się złapać. Ale gdzie masz to zrobić? Nadmorskie kurorty są za daleko, wakacyjne imprezy już się nie odbywają, a ty nie masz odwagi, aby podejść do kogoś na ulicy. Rozwiązanie? Tinder! Na początek poszukiwania odpowiedniego samca... ten ma za duży nos... za małe oczy... za niski... zbyt wulgarny... źle ubrany... oooo! ten jest idealny. Na sam początek serwujesz mu najlepszą wersję siebie - pełną energii, zabawną, słodką. Gadka, szmatka i umawiasz się z przystojniakiem na kolacje. Zaprosił cię do jednej z fajniejsze knajpy w twoim miejsce - wow! Gdy dochodzi do spotkania, niekoniecznie okazał się przystojnym, wysokim brunetkom z niebieskimi oczami. Rzeczywistość zweryfkowała profilowe na Tinderze, a ty już wiesz dlaczego wciąż jest wolny - jednak kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije. Odstrzeliłaś się tak, że sama Rihanna mogłaby zginąć w blasku twojego majestatu - nie chcesz tego marnować! Kontynuujesz randkę, próbując unikać zakłopotania spowodowanego różnicą w wzroście. Ty - 172 cm (w szpilkach 186 cm), on - 161 cm. Uśmiechasz się uroczo, gdy on chlapie sobie zupą białą koszule. Gadka się nie klei, wciąż trwa krępująca cisza, a ty marzysz tylko o tym, aby uciec z tego miejsca. Na końcu próbuje pocałować się w policzek - na szczęście różnica wzrostu na to nie pozwala. Yesss! Po wyjść zastanawiasz się czy wyrzucić telefon do pobliskiej rzeki - to chyba najlepsze rozwiązanie. "Przynajmniej wydarzyło się coś nowego" pocieszasz się.
*dodano kolejny sposób*
Propozycja numer cztery - relaks
Oglądając Dzień Dobry TVN dowiedziała się jak ważny jest relaks w życiu każdego człowieka. Wokół nas wszędzie stres, brak wypoczynku, śmieciowe jedzenie - trzeba się od tego natychmiast odciąć. A może wrócić do dawnego pomysłu i oddać się tej legendarnej przyjemności zwanej jogą? Na zajęcia średnio cię stać, więc udajesz się do kiosku i zakupujesz płytę „Joga - upragniony relaks” brzmi zachęcająco i obiecująco. Przychodzisz do domu, rozkładasz koc (maty oczywiście nie posiadasz) i odpalasz płytę. Trochę przycina, co doprowadza się do wewnętrznej furii, ale teraz postanawiasz wyrzucić wszelkie złe emocje i oddać się czystemu wyciszeniu. Już pierwsza pozycja okazała się niewykonalna, lecz nie poddajesz się tak szybko! O to to nie! Postanawiasz swoim własnym, wypracowanym cztery sekundy temu sposobem wykonać te wszystkie pozycje, klnąc przy tym jak szewc. Wyginasz grzebiec, naciągasz palce u stóp i nie nadal nie czujesz żadnego odprężenia. Oczywiście, nic nie udało ci się odtworzyć, lecz jedynie zyskałaś dwa siniakami, zbitego palce i nieustający ból pleców. Kolejny ruch - apteka. "Nikt mi nie zarzuci, że nie probówałam" uśmiechasz się do siebie w lustrze, próbując sprawnie założyć buty.
*dodano kolejny sposób*
Ostatnia, piąta propozycja - jedzenie
O tak, w końcu! Sezon „schudnę do wakacyjny” się kończy. Możesz oddać się przyjemności, na która zasługujesz i w czym spełniasz się najlepiej - jedzenie. Pochłoniesz wszystko co wpadnie ci w ręce, dosłownie wszystko. Otwierasz lodówkę i wyrzucasz do śmieci wszystkie zdrowe, "fit", bezglutenowe i wegańskie produkty, które zakupiałaś przed otwarciem sezonu "lato". Tym razem postanawiasz zrobić to inaczej, zrobić to lepiej. Podjeżdżasz wypożyczonym autem do McDriva (aby ludzie cię nie poznali, to bardzo małe miasto), zakładasz kaptur swojej ulubionej wymiętolonej bluzy i zamawiasz dosłownie każdą rzecz, na która masz ochotę - czyszcząc przy tym ostatnie środki na swojej karcie, a co! Zasługujesz na to! To jest ci teraz potrzebne! Odbierasz ciepłe smakołyki i z matczyną troską zabierasz je do domu. Zaczynasz powoli, nie spiesząc się - po jednej frytce, później się powoli rozpędzasz tak, iż w ciągu kilku minut 5 tysięcy kalorii znika szybciej niż pędzące audi pod twoim blokiem. Coś wspaniałego! Czujesz spełnienie i szczęście jednocześnie! Leżąc przed telewizorem zastanawiasz się czemu tak późno zdecydowałaś się na taką wycieczkę. Bezapelacyjnie uznajesz, że jest to najlepszy sposób na udane zakończenie wakacji.
*dodano kolejny sposób*
[jest to trochę sarkastyczne i humorystyczne, proszę tak to dobierać :D]