Może zacznę w skrócie od początku... prawie 3 lata temu wyszłam za mąż, później urodziłam wspaniałą córeczkę, która niedawno skończyła 2 latka, doszliśmy z mężem do wniosku, ze to już czas na kolejną pociechę. Więc pod koniec lipca zaczęliśmy działać Byłam pewna, ze to będzie takie łatwe jak z pierwszą niespodzianką , ale okazało się, ze pierwszy test negatywny, drugi też więc szczerze mówiąc zwątpiłam w siebie a przy trzecim byłam już szczęśliwa Wizyta u lekarza, bardzo wczesna ciąża początek 5 tyg. czułam się tak jak na ciążę przystało- dziwnie dla mnie to była nowość, bo poprzednią przeżyłam bezobjawowo Kolejna wizyta 7 tydzień i cudowny obraz bijącego serduszka mojego maleństwa. Byliśmy tacy szczęśliwi, ze kolejny kochany robaczek będzie z nami. mijały dni, tygodnie i zbliżał się kolejny termin wizyty i kończył się już 11 tydzień, myślałam sobie "w końcu ten najgorszy czas mija". Do lekarza szłam z wielkim uśmiechem na twarzy, ze znów zobaczę moje maleństwo, jego już rączki, nóżki, główkę i pukające serduszko. Czyż to nie cud, ze w ciągu tych kilkudziesięciu dni zmieniło i rozwinęło się w nim tak wiele? Pierwszą kłodą pod nogi było sprawdzenie wagi, to ze nie wzrosła wcale mnie nie zdziwiło, ze "spadła" o kilo również, co to tam 1 kg. ale przeraziły mnie słowa pani położnej.. "coś chyba jest nie tak" .. Jak to nie tak, o czym Pani mówi?! O wszystkim dowie się pani podczas badania... Pomyślałam sobie "co ona gada, co ona może wiedzieć?! Przecież Są kobiety, które chudły w ciąży i było dobrze" ! Czekałam na swoją kolej jak na szpilkach chciałam wejść i jak najszybciej wyjść żeby pokazać tej zarozumiałej babie, ze niepotrzebnie straszy ludzi... Lekarz, gdy mnie badał zazwyczaj żartujący i śmiejący się wydał mi się jakiś dziwny, ale co tam stwierdzam, ze ma zły dzień, każdemu się zdarza. Ja go zagaduje, a on milczy, ja się pytam czy wszytko ok, a on milczy, w końcu zaczęłam panikować "Panie doktorze czy moje dziecko ma rączki, nóżki tak jak trzeba?!" "Proszę się uspokoić za chwilę wszystko wyjaśnię." Nie wiem ile ta chwila trwała... dla mnie były to wieki. W końcu odzyskał mowę i powiedział coś w stylu "Ciąża przestała się rozwijać" Cooo? Co to znaczy? Co Pan do mnie mówi??!! "Ciąża obumarła, a serduszko przestało bić około 8 tyg, dziecko nie żyje"... Nie wiem jak zeszłam z fotela, nie pamiętam co do mnie mówił... mój świat się zawalił... moje dziecko "nie żyje" te słowa nadal dudnią mi w uszach z taką siłą co przejeżdżający nieopodal pociąg. Jak to "nie żyje"! Najgorszy dzień mojego życia 26 październik 2012. Dzień, który nie chciał się skończyć, nie mogłam spać, jeść tylko płacz i żal do losu, że to spotkało właśnie mnie... dlaczego akurat mnie skoro moje pierwsze dziecko poczęło się i urodziło bez żadnych problemów... Pewnie nigdy się nie dowiem dlaczego się tak stało, dlaczego mnie sie tak stało!! Bratowa na ten sam dzień ma (lub miała) termin co ja, kuzynka tydzień wcześniej,i jak patrze na ich zdjęcia i rosnące brzuszki to moje serce pęka, krzyczy z żalu! Moje dziecko nie dostało szansy na życie... Tak, wiem może tak lepiej, ze tak się stało, na pewno nie stało się to bez przyczyny coś musiało być nie tak, skoro moje dziecko nie przeżyło... Ale żadnemu wrogowi nie życzę takiej tragedii, inaczej tego nie mogę nazwać moja własna życiowa tragedia... Na zawszę będzie w moim sercu nie jako córeczka czy synek, tylko jako moje maleństwo... Łzy powoli wysychają, a miejsce w sercu i pamięci zajęło do końca mojego życia... Czasem odwiedza mnie we śnie, przytulam dziecko, którego nie znam, ale jest mi wielce bliskie, płaczę kiedy odchodzi...